W ciągu ostatnich 12 miesięcy złapałam się na takim myśleniu wiele razy. “Jestem na to za stara, za poważna, za, za, za…”. Odmawiałam sobie prawa do tego, żeby robić to, co nagle przyszło mi do głowy. Tak po prostu dla samej radości robienia. W mojej głowie pojawiał się od razu obraz tego, jak inni ludzie odbiorą moje zachowanie. I dlatego czasem sobie odpuszczałam, ale zdarzały się przypadki, że gdy złapałam się na takim myśleniu, że coś mi “nie wypada” to świadomie robiłam krok naprzód i właśnie to robiłam. Żeby udowodnić sobie, że wcale nie ludzie, ale ja sama swoim myśleniem narzucam sobie jakieś dziwne blokady.
Oświeciło mnie nagle w sklepie z ubraniami…
Zobaczyłam bluzkę w stylu “pin up girl”, czerwoną w białe kropki, zawiązywaną pod brzuchem w supeł. Przymierzyłam, leżała jak ulał i… stwierdziłam, że jestem na nią za stara… Najpierw uwierzyłam tej myśli i miałam odłożyć bluzkę na półkę, ale przez chwilę rozłożyłam to moje myślenie na części pierwsze i stwierdziłam, że to przecież jakaś bzdura. Jak w wieku 30 + mogę być na to za stara? Kto w ogóle ustala takie zasady, kiedy można, a kiedy nie wolno już czegoś nosić? Wzięłam tę bluzkę pod pachę i kupiłam ją świadomie po to, żeby sobie udowodnić, że właśnie MOGĘ. Nikogo moim wyborem nie obrażam, ani nie ranię, więc ode mnie zależy czy sobie na to pozwolę. Czytając to możesz sobie pomyśleć, że to irracjonalne, przecież to głupia bluzka, ale ile razy tak samo się ograniczasz w innych sprawach?
Kto się chce pohuśtać?
Inny przykład, który zainspirował mnie do napisania tego postu, pochodzi sprzed kilku dni. W ramach przewietrzania myśli i ładowania się naturą prawie codziennie wyprowadzam siebie na spacer. Tak, wyprowadzam, bo to świadoma decyzja. Bez muzyki w uszach. Przez te pół godziny słucham tylko własnych myśli. Polecam każdemu takie ćwiczenie, bo ruch w naturze naprawdę może zdziałać cuda i otworzyć na inspiracje, do których inaczej trudniej by było o dostęp.
I tak spacerując sobie któregoś dnia standardową trasą wokół nowobogackich domów, następnie przez mały park z przyległym przedszkolem, a później polną ścieżką, dzięki której chociaż przez chwilę czuję się nie jak w środku miasta, ale na wsi, wpadłam na pomysł, by pohuśtać się na huśtawce. Takiej okrągłej, z siatką w środku. Zeszło mi kilka dni, by pomysł wprowadzić w czyn, bo zwykle plac zabaw oblegały dzieci. Jednego dnia zmieniłam jednak porę spaceru i niedaleko huśtawki znalazłam się z samego rana. W pobliżu nie było nikogo, więc nic nie stało na przeszkodzie, bym mogła spróbować.
I właśnie wtedy, gdy mogłam bez żadnych ograniczeń pójść i się pohuśtać, naszły mnie największe wątpliwości…
“No kurde za stara jestem na huśtanie“, “przecież robotnicy tam niedaleko będą mnie widzieli”, “co jak się załamie?”, “a może jakaś matka z dzieckiem przyjdzie i mnie opieprzy?”. Przez te kotłujące się myśli stałam na chodniku i mało brakowało, żebym odpuściła. Wreszcie zamiast czekać na opieprz ze strony nadgorliwych matek, opieprzyłam samą siebie, że wymyślam jakieś niestworzone przeszkody, a ja TYLKO chcę się przez chwilę pohuśtać. A dokładnie przypomnieć sobie to fajne uczucie, gdy huśtałam się na takiej samej huśtawce kilka lat temu.
Po raz kolejny rozłożyłam moje wątpliwości na czynniki pierwsze:
- nie ma przepisu zabraniającego huśtania się w wieku 30+,
- robotnicy mogą się gapić – wali mi to,
- widziałam jak na tej huśtawce wisi po 5 dzieci, więc huśtawka i moją wagę spokojnie utrzyma,
- jak przyjdzie jakaś matka i mnie opieprzy to będę reagować na bieżąco, krzywdy nikomu nie robię ani dzieciom nie zabieram.
Moje wątpliwości stały się jakby lżejsze, więc podeszłam do huśtawki, usiadłam i zaczęłam się huśtać. Zadowolona jak małe dziecko. Po chwili położyłam się i huśtając się machinalnie obserwowałam niebo. Przypomniałam sobie jak takie huśtanie uspokaja i jak mój błędnik taką stymulację lubi.
Huśtałam się może 15-20 minut i odeszłam z placu zabaw zrelaksowana i zadowolona, że sobie pozwoliłam. Bo o dziwo to okazało się najtrudniejsze. Na szczęście w tym przypadku wyszłam z wąskiej strefy komfortu i odblokowałam się z myślenia, że czegoś mi nie wypadało zrobić. No bo kto tak powiedział?
Na wynos:
Wyłapuj swoje ograniczające myśli. Czego według rozumu nie powinieneś już robić? Na co jesteś za stary? Kto nie daje Ci przyzwolenia na robienie pewnych spraw? Otoczenie czy ty sam? Właśnie, że przede wszystkim od Ciebie zależy na co sobie pozwolisz.
A Ty złapałeś si ę na ograniczaniu samego siebie? Co chciałbyś zrobić, ale wydaje Ci się głupie, niedorzeczne albo banalne w oczach innych? Jaki maleńki kroczek mógłbyś zrobić w wyjściu poza swoje myślenie? Co u Ciebie mogłoby odegrać rolę huśtawki? Czekam na Twoją opinię w komentarzach.