inspiracje

Uwaga – książka, która odmienia życie (na szczęście)

Lubię międzynarodowe lotniska z dwóch względów. Po pierwsze można tam do woli obserwować zachowania podróżnych (profesjonalnych i amatorów). Po drugie dlatego, że są tam księgarnie, których towar mnie za każdym razem zaskakuje. Nigdy nie wiem, z jakim cennym łupem wyjdę. Ostatni zakup zaskoczył mnie samą. Stałam się żywym przykładem na to, że książka naprawdę może odmienić życie.

Ale po kolei. Wracałam ostatnio z Amsterdamu i w bardzo średnim nastroju weszłam do jednej z księgarń na lotnisku tylko po to, żeby zająć czymś myśli. Nie wzięłam ze sobą z Polski żadnej lektury, więc po prostu rzuciłam się w poszukiwaniu jakiejś książki, w której będę mogła się zatopić. I jakoś irracjonalnie, totalnie wbrew mojemu ówczesnemu nastrojowi, znalazłam taką, która mnie zainteresowała: “The Happiness Project” Gretchen Rubin. Według słów z okładki autorka nie tylko prześledziła wszelkie dostępne naukowe teorie na temat szczęścia, ale też wypróbowała je na sobie. Tjaa, jasne pomyślałam. Ostatecznie przekonała mnie do zakupu jednym zdaniem z opisu, które słyszałam już wcześniej i pod którym podpisuję się rękami i nogami:

1Odebrałam to jako znak, że jednak tej książki szukałam.

I chwała Bogu. Ta książka autentycznie odmieniła moje życie. Dokładny opis książki nadaje się na osobny wpis. Podsumuję ją w skrócie: naprawdę są w niej sprawdzone sposoby na poprawę humoru i na lepsze samopoczucie w dłuższej perspektywie. Plus są tam takie strzały mądrości, że czasami powstrzymywałam się, żeby nie podkreślać całych stron.

Z wielu źródeł szczęścia, które bardzo lekkostrawnie opisuje autorka zaintrygowały mnie dwie kwestie: stawianie sobie nowych wyzwań i podążanie za własną ciekawością.

Kiedy robiłeś coś po raz pierwszy?

To pytanie nie dawało mi spokoju. No właśnie, kiedy robiłam coś całkowicie nowego? Kiedy postawiłam przed sobą jakieś wyzwanie? W ostatnim czasie czułam się jakbym powtarzała codziennie ten sam rutynowy schemat: wstawanie – dojazd do pracy – 8 h w pracy – powrót z pracy – obiad – wieczorna książka albo film – spanie – wstawanie. Film “Dzień świra” jest może zabawny, ale jak zaczyna się dostrzegać jakiekolwiek podobieństwa do nawyków Adasia Miauczyńskiego to już niekoniecznie…

Zapaliła mi się czerwona lampka. Nie chcę, żeby tak wyglądało moje życie. Muszę pozwolić wpuścić w siebie trochę świeżego powietrza. Wprowadzać drobne zmiany jak Gretchen Rubin i zobaczyć czy przyjmą się u mnie i co z tego wyniknie. Pomyślałam, że albo wyjdą mi na plus albo wrócę do tego, co już znam.

Gretchen nie chciała rewolucjonizować swojego życia. Jej postanowienia były właściwie całkiem proste i możliwe do wykonania w obrębie własnego domu. Przykładowo co miesiąc stawiała przed sobą nowe wyzwania:

  • kłaść się wcześniej spać (człowiek wyspany jest bardziej szczęśliwszy)
  • przestać narzekać
  • śpiewać co rano
  • znaleźć czas, żeby się wygłupiać
  • kupować tylko potrzebne rzeczy

I codziennie wieczorem sprawdzała czy udało jej się danego dnia tych postanowień trzymać.

Project Happiness - Gretchen Rubin

Tylko jak sprawdzić czy trzymam się swoich własnych obietnic?

Na to autorka przedstawiła bardzo proste rozwiązanie – tabela postanowień, a prościej prosta tabelka utworzona np. w Excelu. Wystarczy w wierszach wypisać liczbę dni danego miesiąca, a w każdej kolumnie na górze dane postanowienie ważne dla nas. Potem taką kartkę z tabelą drukujemy i codziennie wieczorem sprawdzamy, czego udało się nam danego dnia dotrzymać.

Bez takiej tabeli ciężko jest o regularność i rezultaty. Stosując za to taki prosty trik po miesiącu efekty widać czarno na białym. Poza tym jak twierdzi autorka:

“To, co robisz codziennie, liczy się dużo bardziej od tego, co robisz od czasu do czasu.”

Mnie przekonała. Sama książka mi podniosła humor i dała do myślenia, więc tym bardziej miałam motywację, żeby jej zapisy sprawdzić w praktyce. A że po głowie już od dłuższego czasu chodziło mi mnóstwo pomysłów, stwierdziłam, że to będzie idealny sposób, żeby nad nimi popracować. Chciałam wykonywać pewne zadania regularnie, czyli codziennie, a nie jak do tej pory z doskoku raz na jakiś czas.

Ale, ale… żeby nie dowalić sobie rzeczy, które mnie zmęczą tylko samym myśleniem o nich, stwierdziłam, że moja lista powinna zawierać cele, które:

-są dla mnie ważne,
-pomogą mi w dłuższej perspektywie czasu (metoda krok po kroku, a nie wszystko na raz)
-nauczą mnie czegoś
-będą korzystne dla mojego zdrowia
– będą fajne (!)

Pomyślałam, że takie kryteria mnie zmobilizują, więc jest duża szansa, że je wykonam. A potem odfajkuję na mojej liście.

Moje postanowienia wyszły w takiej kolejności:

1) Pisanie

Krótka notatka z pomysłem, wpis do kalendarza czy dziennika, wpis na bloga. Cokolwiek. To priorytet.

2) Rozwijanie bloga

Blog dopiero raczkuje. Od kilku miesięcy rodzi mi się w głowie cała idea, ale złapałam się na tym, że mimo, że mam dużo pomysłów, to ich wprowadzanie w życie nie przebiega tak płynnie i regularnie jakbym chciała. Założyłam, że pod tym kryterium będzie się liczyło codzienne robienie czegokolwiek związanego z rozwojem tego bloga, czyli dodawanie artykułów, tworzenie grafiki, wgrywanie wtyczek itd.

3) Nauka hiszpańskiego

Podstawy hiszpańskiego załapałam dzięki Peruwiańczykowi, który przyjechał uczyć tego języka do Polski. Dwa miesiące później z moim mocno okrojonym słownictwem wybrałam się z przyjaciółmi do Peru właśnie. Na miejscu okazało się, że w niektórych miejscowościach o mówieniu po angielsku mogę zapomnieć. Stałam się wtedy głównym tłumaczem w grupie, a znajomość kolorów naprawdę mnie uratowała w tamtejszej aptece… Dlatego po powrocie do Polski pomna tych doświadczeń zapałałam jeszcze większym uczuciem do nauki tego języka. Nieregularnie, ale uczyłam się go dzięki zakupionym fiszkom. Teraz nadszedł czas na regularną praktykę.

4) Nowa stolica

W mojej sypialni wisi mapa świata z serii National Geographic. W kilku miejscach, które chciałabym odwiedzić wbiłam małe chorągiewki dołączone do zestawu. Między innymi w Islandię, Gruzję i Japonię. Ich stolice znam. No dobra, ale co jest stolicą (a nawet gdzie dokładnie leży) Zimbabwe, Tonga albo Fidżi? Znajomość stolic świata może mi się kiedyś przydać tak nieoczekiwanie jak znajomość kolorów w peruwiańskiej aptece. Poza tym to może być całkiem zabawne.

5) Coś nowego

Pod tę kategorię wpisuje się każdy nowy fakt albo informacja, która była dla mnie nieznana dzień wcześniej. Pozwoliłam sobie tu na kompletną dowolność, w zależności od tego, co mnie zainteresuje.

6) Drobna sprawa do załatwienia (maks. w 3 minuty)

Sprawdzenie kuponów Lotto (niektórzy nie mają z tym problemu), przeglądnięcie rosnącego stosu papierów na biurku, stara gazeta do wyrzucenia, która od miesięcy leży i się kurzy, zaszycie gaci… Większość z tych rzeczy można zrobić maksymalnie w trzy minuty, przy okazji. Jeżeli codziennie uda mi się zrobić coś mimochodem, to w ciągu miesiąca będę mieć z głowy masę spraw, które bezsensownie rozpraszają moją energię.

7) Medytacja

Kto nigdy nie spróbował może mieć jakieś obawy, ale dla mnie nawet 10 minut siedzenia w skupieniu pomaga mi się naładować i skupić. Dostępna jest cała masa badań, które potwierdzają, że dzięki medytacji synchronizują się fale mózgowe, a mózg staje się bardziej spójny. I zmienia się na lepsze w zależności od „dawki” medytacji. Jak dla mnie najlepszym wyznacznikiem w tej sprawie jest to jak ja się czuję, a nawet po krótkiej medytacji czuję się zdecydowanie lepiej. Sprawdzone w praktyce. Aa i ponoć przy regularnym medytowaniu rozrasta się warstwa korowa w mózgu, więc jest się o co starać 😉

8) Sny

Od kilku lat regularnie spisuję sny, które udaje mi się zapamiętać, ale nie zastanawiałam się z jaką częstotliwością to robię. Teraz zamierzałam się tego dowiedzieć.

Stanęło na ośmiu zadaniach, które zamierzam wykonywać codziennie. Skoro człowiek jest niewolnikiem nawyków, to może przez ciągłe powtarzanie zaaplikuję sobie kilka pozytywnych. Bez napinania się, stresu, ale bardziej z ciekawością czy uda mi się wytrwać w moich własnych, wybranych świadomie postanowieniach.

O wynikach poinformuję na blogu. Sama jestem ciekawa efektów.

Podejmiesz wyzwanie? W grę wchodzi twoje szczęście.

Może też zdecydujesz się, żeby wypróbować coś na sobie? Kto powiedział, że lista postanowień musi być śmiertelnie poważna? Wszystko zależy od Twojej inwencji twórczej i osobistych preferencji. Możesz postanowić np., że zaczniesz regularnie biegać, gotować codziennie nowe danie albo po prostu założyć sobie cel, że ktoś dzięki Tobie się dziś uśmiechnie. To co spróbujesz?

Jeżeli potrzebujesz motywacji np. w postaci mojej listy w Excelu to chętnie się podzielę. Będziesz mógł ją modyfikować do woli.

UAKTUALNIENIE: Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że książka “The Happiness Project“, którą niedawno nabyłam na lotnisku w Holandii od kilku lat jest też dostępna na polskich półkach… Nazywa się “Projekt Szczęście”, a ja nawet kojarzyłam jej okładkę! Musiałam ją widzieć wcześniej w księgarniach. Widocznie ta książka musiała trafić do mnie w innej formie i we właściwym dla mnie czasie, bo nie wiem jak inaczej mogę określić fakt, że obok polskiej wersji przeszłam obojętnie. W każdym razie wszystkim zainteresowanym szczerze ją polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *